AKTUALNOŚCI

NEWS: PAMIĘĆ MŁODYCH O KATYNIU

Do pamięci o Katyńskiej zbrodni, w 77 rocznicę jej miejsca, włączyły się także środowiska szkolne. Wśród nich Liceum Salezjańskie z Wrocławia, które w poniedziałek 10 kwietnia br. na skwerze rogu ulic Inowrocławskiej i Zachodniej tradycyjnie oddało hołd pomordowanym, wspominając jednocześnie własną, już 7 rocznicę posadzenia Dębu Pamięci. Uroczystość zgromadziła zarówno środowisko lokalne, ale i przedstawicieli służb samorządowych i mundurowych.  

Wśród nich poczty i społeczności szkolne Szkół Sióstr Salezjanek, Gimnazjum nr 28 oraz Liceum Salezjańskiego, Radę Osiedla Szczepin, Związek Sybiraków, przedstawicieli policji i wojska. Obchody rozpoczęto od odśpiewania hymnu państwowego, a następnie recytowano wiersze, śpiewano patriotyczne pieśni,  jak i  modlono się za pomordowanych oraz tragicznie zmarłych w smoleńskiej katastrofie. Głównym punktem był apel poległych, odczytany mocnym i doniosłym głosem przy dźwiękach werbla. Był on dedykowany ś.p. Józefowi Owsińskiemu, aspirantowi policji zamordowanemu przez sowietów w Twerze. To jego osobę społeczność Liceum Salezjańskiego wybrała przed 7 laty,  aby w ramach ogólnopolskiej akcji „Ocalić od zapomnienia” upamiętnić poprzez postawienie monumentu i posadzeniem dębu. Bardzo wyjątkową i doniosłą chwilą była obecność córki ś.p. Józefa Owsińskiego Stanisławy. To w jej imieniu przemówiła kuzynka Elżbieta Warulik, która przeniosła  licznie zebraną młodzież do chwil i wydarzeń tamtych dni. Jednym z punktów było także przemówienie ks. Jerzego Babiaka, dyrektora liceum, inicjatora posadzenia dębu. Mówił: „Bez naszej pamięci i naszego serca miejsce to nic nie znaczy. Tylko wtedy gdy stajemy tutaj, zatrzymujemy się, palimy znicze i składamy kwiaty nasz patriotyzm staje się żywy i autentyczny, a miejsce to nabiera głębszego sensu”. „Nie zapominajmy nigdy o tym miejscu, o bestialsko pomordowanej przez Sowietów polskiej inteligencji. Ta pamięć tak wiele nam daje” – dodał.  Na zakończenie przedstawiciele poszczególnych grup złożyli wiązanki oraz zapili świecie.  (gio)

FOTOREPORTAŻ [zobacz]

tekst wygłoszony przez kuzynkę Stanisławy Hirowskiej, córki Józefa Owsińskiego, Elżbietę Warulik:

To już siódmy raz mam zaszczyt witać w imieniu swoim i mojej cioci, której każdorazowe silne wzruszenie towarzyszące tej uroczystości i wiek nie pozwalają na stanie przy mikrofonie, dlatego ja dziękuję wszystkim za obecność w tym miejscu, które jest symbolem męczeństwa i cierpienia wszystkich  zamordowanych za niewinność strzałem w tył głowy.(na  nieludzkiej ziemi).A oto jak opisuje przebieg tej tragedii wysoki urzędnik NKWD – Tokariew zeznający w sprawie jeńców z Ostaszkowa:  Oprawcy dostawali wódkę i tzw. ubrania robocze ; długie gumowe fartuchy, rękawice i kalosze. Zamordowanym owijali głowy mundurami, by mniej było krwi. Później hakiem ciągnięto męczenników na zaplecze, gdzie transporter wciągał ciała do samochodów.   Samochody nakryte plandekami wiozły pomordowanych do Miednoje, tam były wykopane głębokie doły, bo trzeba było w nich ukryć  około sześć i pół tysiąca jeńców z Ostaszkowa. Dopiero w 2000 roku otworzono w Miednoje cmentarz poświęcony poległym, a na tabliczkach pojawiły się nazwiska zamordowanych, a wśród nich nazwisko Józefa Owsińskiego, którego rozstrzelano za to, że był Polakiem, że walczył w wojnie polsko- bolszewickiej w 1920 r. i został  ranny, że był komendantem policji w Suchowoli, a prywatnie kochającym mężem i ojcem siedmiorga dzieci. A oto garść wspomnień obecnej wśród nas córki Stanisławy Hirowskiej z domu Owsińskiej. Pamiętam, jak tato w wolnych chwilach grał na skrzypcach, opowiadał nam o Moskalach, a nawet rysował ich w czapkach z czerwoną gwiazdą, uczył nas pieśni patriotycznych, które wspólnie śpiewaliśmy, a w przydomowym ogrodzie hodował piękne róże i mówił: to dla Waszej wspaniałej mamy. W ogóle byliśmy szczęśliwą, bardzo kochającą się rodziną. Ze szczęściem pożegnaliśmy się w dniu 17 września 1939r., kiedy Rosjanie wkroczyli na terenie wschodnie i w tym samym dniu aresztowali tatę. I tak, jak mówili trzeba karać polskich panów, czyli wojskowych, policjantów, funkcjonariuszy ochrony pogranicza i ich rodziny. Kara zatem spotkała też rodzinę aspiranta Owsińskiego. Zostali zesłani w nieznane w kwietniu 1940 r.  Podróż, a właściwie uwięzienie w tzw. bydlęcym wagonie z zakratowanym okienkiem trwała 3-tygodnie. W  wagonach zamykano  około 40 osób  w każdym. Wśród jęków, płaczu, krzyków, brudu, dokuczliwego braku wody i jedzenia pociąg dotarł do celu. Maria Owsińska z siedmiorgiem dzieci została skazana na 6-letnią gehennę we wsi Bachmut w północnym Kazachstanie. Tam zamieszkali w niskiej ziemlance, w której w czasie długich i ostrych zim przed zamarznięciem  ratował kirpicz – był to opał zrobiony z krowiego łajna i sieczki. W czasie zimy, kiedy zawiało ziemlankę , trzeba było się odkopać, kto pierwszy to zrobił, to potem pomagał sąsiadom. Studnie były zamarznięte i zawiane, więc możliwość uzyskania wody ze śniegu była wielkim dobrodziejstwem. Straszny głód, szron na ścianach ziemlanki, spuchnięte i ropiejące dziąsła to codzienność towarzysząca rodzinie w czasie długich i srogich zim. Zdobycie ząbku czosnku i cebuli, jako ratunek przed szkorbutem,  było czystą mrzonką, a jednak się udało, dzięki łańcuszkowi z krzyżykiem. Maria Owsińska, by rodzina nie umarła z głodu,  zamieniła  złotą obrączkę, pierścionek z brylantem, złote kolczyki swoich czterech córek na żywność.  Został tylko złoty łańcuszek i nikła nadzieja, że uda się go wymienić na coś do zjedzenia, bo Rosjanie mówili, że złota się nie je, tym bardziej, że oni sami też głodowali. Za ten łańcuszek zrozpaczona matka wybłagała od pewnej Ukrainki: pół wiadra ziemniaków, główkę czosnku, 3 buraki oraz trochę prosa. W czasie tych długich i bardzo mroźnych zim rodzina marzyła, aby jakimś cudem przyszedł do nich ojciec i ich uratował albo, jeśli tato się nie zjawi, to, żeby ,o ile jest taka wola Boża, umrzeć razem. W 1944r.umarł siedmioletni brat, Tadzio. Matka z szóstką dzieci dotrwała do końca wojny . Wtedy po raz pierwszy od pięciu lat zniknęło widmo głodu. Jesienią 1945r. rodzina dostała dużo zboża, ziemniaków, trochę oleju ze słonecznika i codziennie tzw. „pieregon”, tj. mleko odtłuszczone, prawie niebieskie, tak bardzo było chude. W Bachmucie wybuchła epidemia tyfusu brzusznego i plamistego, nie oszczędziła ona nikogo z rodziny, ale też nikogo nie uśmierciła i tak szczęśliwie w marcu 1946r. cała siódemka doczekała się powrotu do ojczyzny, łudząc się nadzieją, że odnajdą ukochanego męża i ojca, i powróci do nich szczęście. Niestety, w 1940r. sowieckie NKWD zdradzieckim strzałem w tył głowy nie tylko odebrało życie polskim patriotom, ale przyczyniło się do niewyobrażalnej tragedii ich rodzin. Wiele trzeba było lat zanim można było otwarcie mówić o zbrodni w katyńskim lesie i o cierpieniu ich bliskich oraz oddać im należną cześć. Moja ciocia powiedziała mi, że od siedmiu lat ma pełną świadomość, że jej tato rzeczywiście powrócił do Polski. Ma tu swój dom, dąb i kamień na dziedzińcu parafii Chrystusa Króla. Zapewne tam w zaświatach cieszy się z Waszej obecności, bo Wy potwierdzacie swoim tu przybyciem, że los bestialsko zamordowanych męczenników sprawy narodowej i udręczonych na zesłaniu ich rodzin nie jest Wam obojętny. Jednak nie spotkalibyśmy się tu, gdyby nie inicjatywa i skuteczne działanie księdza Jerzego Babiaka, dyrektora Liceum Salezjańskiego, stąd po raz siódmy składam Księdzu wyrazy wdzięczności za widoczne utrwalenie pamięci o patr. sprzed 77, a wszystkim zgrom. za szlachetne serca, poczucie obowiązku uświęcenia swoją obecnością męki zamordowanych z listy katyńskiej gorąco dziękuję  …

2017-04-11 12:51:19

Liczba odwiedzin portalu szkoły od września 2006r: 
web stats stat24.com